Już dawno zamierzałam założyć bloga aby móc dzielić się swoją "rurkomanią" ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Wyplataniem koszyków zaraziła mnie moja koleżanka Karolinka na imprezie andrzejkowej w 2013 r i od tamtej pory zaczęła się moja przygoda z papierową wikliną :) Mój pierwszy koszyk - koślawy koszyk - stoi w szafeczce łazienkowej na uboczu ale zawsze do niego wracam z sentymentem i uśmiechem na twarzy gdyż mimo swej "nieurody" jest moim pierwszym koszykiem. Patrząc na niego widzę też jak się rozwijam i każdy nowy twór, każdy nowa plecionka wychodzi mi coraz lepiej. Uwielbiam wyplatać kosze, koszyki - jest to wspaniałe zajęcie samo w sobie a poza tym niesie ze sobą wiele korzyści - satysfakcję z pracy a także z końcowego efektu oraz to, że przywracam nowe drugie życie niepotrzebnym już starym gazetom, ulotkom i innym kawałkom niepotrzebnego papieru czyli makulaturze. Radość jest niesamowita! Plecionki w postaci prezentów dla innych również przynoszą radość nie tylko mnie ale również innym osobom. Jest to też dla mnie swego rodzaju terapia gdyż takie wyplatanie jest relaksujące a więc same korzyści! :) A więc postanowiłam dać ujrzeć światła dziennego moim plecionkom. Jeśli tu jesteś - mam nadzieję, że miło spędziłaś/eś ten czas.
Moje pierwsze koszyczki, podkładki - polakierowane lakierobejcą.
Jestem jednak zwolenniczką plecionek w stanie surowym tylko polakierowanych lakierem bezbarwnym.
Z tych plecionek został mi tylko jeden koszyczek - reszta pojechała aż do Kanady. :)
Moje pierwsze koszyczki, podkładki - polakierowane lakierobejcą.
Jestem jednak zwolenniczką plecionek w stanie surowym tylko polakierowanych lakierem bezbarwnym.
Z tych plecionek został mi tylko jeden koszyczek - reszta pojechała aż do Kanady. :)